Chciałam dzisiaj napisać o zabawkach.
Tych porzuconych jak tylko przestaje być ładna.
Gdy okazuje się, że po otwarciu brzuszka Misio przestaje być miękki.
Przestaje być takim samym pluszowym Misiem jak na półkach
wszystkich sklepów z zabawkami. A do tego jest zmęczony leżeniem
w zakurzonym magazynie, tylko dlatego, że inne Miśki bardziej do siebie pasują, są modne i poprostu normalne.

Zawiodłam się na tych co nigdy mieli mnie nie zawieść.
I wciąż jak zabawka staram się zrozumieć mechanizmy
działające tym sklepem.
Ale już niedługo zadbam o siebie i może znajdzie się ktoś,
kto będzie chciał te wyprute flaki poupychać Misiowi spowrotem.
I będzie Kochał jak gdyby nigdy nic.

Mój dzień zaczął się od nocy, czyli pobudka o 1 w celu przypomnienia sobie uroków mieszkania na Pradze.Bitą godzinę parka kłóciła się o co? Naprawdę nie wiem, ale wydaję się, że po to tylko, żeby się wykrzyczeć, ale dlaczego o 1 w nocy, pod moimi oknami? Eh.
Rano…przyjechały trzy tramwaje nr 9. Szczęśliwa dzięki swojemu cwaniactwu dorwałam oczywiście ostatni tramwaj. No bo przecież powinien być prawie pusty itd. itd.. Kolejny raz oszukałam się. Fakt faktem siedziałam, ale… . Gehenna porannych podróży zaczęła się dwa przystanki później. Siedząc sobie spokojnie, wsłuchując się w muzykę coś przerwało mój błogostan. Przez dość mocne dźwięki przebijały się najwyższe alikwoty jakie mogą osiągnąć 7-letnie dzieci. Stanęły przy mnie jak zgraja małych nieodpędzalnych muszek. Nie wiem czy z nadzieją na zwolnienie miejsca, czy z roztrzepaniem jedna z dziewczynek zgrabnie zaczęła opierać się o moje nogi. Miałam wrażenie, że zaraz mi usiądzie na kolanach. Byłam cierpliwa. Nie ustępuje dzieciom, bo mają nóżki, mają rączki a czasem mózgi, żeby umiejętnie trzymać się za poręcz, tak jak ja byłam tego nauczona. Opiekunem był starszy pan, ale doszłam do wniosku, że również nie ustąpie. Zapłaciłam za to smyrganiem po ramieniu. Czułam się jak w potrzasku. Z jednej strony dzieci i starszy pan, z drugiej jakiś młodzieniec, a obydwoje nie wyrażaliśmy żadnej chęci na przytulanie. Chciałam wypuścić młodzieńca to co dziewczynka zrobiła? Od razu swoje dupsko kierowała na siedzeni na którym siedziałam, niezależnie od tego, że właśnie powinna wychodzić.
Siedziałam tak do samego niemalże końca z głębokimi wdechami i wydechami.
Wiem wiem, ja się gorzej zachowywałam w tramwajach i autobusach jak byłam mała ;-).

… na gesty, na znaki.
Czy byłam ślepa i głucha, czy zabrakło cierpliwości?
Nie sądzę.
Dałam ile mogłam i skończyły mi się nawet zapasy.
Nieraz pukałam do pokoju, a ktoś udawał, że go tam nie ma.
Jak w Pankracym – „dorosłych nie ma w domu” … .
Czy będę słyszała jakiś odzew?
Obawiam się, że nie, bo duma męska jest większa od miłości … .

… jeszcze przyzwyczaić…do obrazków, które z kina znam… .
Dzień za dniem sobie powoli mija, ale cały rozdygotany w skrajnych emocjach. Jak to śpiewał Fredi – Show must go on. Jak to mówi mój kolega – luuuuzik.

Nowe wystąpienia.

… minęło i nadal nie mogę się otrząsnąć z tego co za chwilę nastąpi.
Że te drzwi, które zamknęłam, on zamknie na klucz i go wyrzuci.
Mimo, że je uchyliłam, on je zatrzasnął, czymś przystawił i przyszykował klucz.
Zrozumiałam teraz wszystko, na czym to polegało.
Najłatwiej zapomnieć … jak to już pewnie zrobił … lub chce zrobić … .
W końcu przyjdzie pora na mnie, wykreśle te lata, chociaż były najlepsze jakie mogły mnie spotkać. Czekam na następne by zapomnieć.
Chociaż jeszcze mocuje się z tymi drzwiami, jeszcze mogę, jeszcze chwilę … .

… się oddalić. Powoli nie mam siły. Zastanawiam się jak można wyłączyć funkcje: myślenia, przeżywania i czucia? Coraz gorzej przeżywam kolejne chwile. Trudniejsze mnie dobijają, łatwiejszych nie ma. Tyle rzeczy żałuję, tyle błędów zrobiłam a mimo to nadal nie wiem co chcę. Miotam się po tym świecie robiąc z siebie wariatkę. A ja taka nie jestem. Nadal nie umiem żyć.
Cholernie boli mnie życie … dzisiaj.
A jutro co? Nie wiem. Zmiana nastroju? Kolejna?
Gorzej niż na karuzeli.
Przyjaciół nie ma. Bliskich nie ma. Chciałam samotni to mam. Tylko, że jej nie chcę … dzisiaj.

Pan Plecak i Pan Teczka
Dzisiejszy poranek nie zapowiadał się zbyt tragicznie i do takich raczej nie należał.
Jak zawsze koło 8 wdepnęłam w to gówno zwane tramwajem.
Na pierwszym przystanku ku mojemu zdziwieniu do drzwi podjechał Pan na wózku.
Młody Pan, który chciał trochę zarobić. Ku mojemu kolejnemu zdziwieniu, pomimo
tego, że był to wysoki tramwaj, Pan odwrócił swoją karocę i zaczął się wspinać po schodach.
Większość z nas tramwajarzy miała otwarte szczęki. Mimo wielkiego trudu Panu udało się wspiąć, przy lekkiej pomocy jednej Pani, która zdążyła na czas pozbierać swoją buzię z podłogi.
Pan przejechał się po wagonie, nic nie zebrał. Na następnym przystanku poprosił o pomoc przy wysiadce … . Nie będę tego zdarzenie komentować z żadnej strony, chociaż pierwszy raz z czymś takim się spotkałam, z taką determinacją.
Jechałam swobodnie dalej, słuchając muzyki. Nagle, oczy wyszły mi na wierz, bo ktoś zaczął nadziewać sobie na swoją teczkę moją … czteroliterową … . Pan pod krawatem, elegancki a taki hmm bezpruderyjny.
Teczka w dupie … . Okej polazł sobie, chociaż nieźle musiałam się z nim namęczyć. Bo jak przechodziłam obok to zmieniał rękę i jego teczka znowu … eh … . Stojąc sobie swobodnie, nastąpiła wymiana osób … lekkie spojrzenie w tył, znowu Pan z teczką. To jakaś klątwa!!! Byłam dzielna. Chwilę potem już czekał na mnie Pan Plecak, ale to już było tylko przyjemne muśnięcie.

Jeszcze opowiem Wam jedną historię. Tym razem z drogi powrotej.
Po pracy człowiek zazwyczaj jest zmęczony. Wszelkie mocniejsze lub bardziej natarczywe odgłosy są niemile widziane. Na pierwszym przystanku wsiadła dziewczyna. Ja rozumiem, że można rozmawiać w miejscach publicznych bez żadnych problemów, ale podstawowe wychowanie powinno być.
Wszystko, wszyściusieńko słyszeliśmy, WSZYSTKO. Jeszcze powinna włączyć odbiorczynię jej trajkotania na głośnomówiący. I jechała ze mną całą drogę. Koszmar.
Ale, ale … nie może być aż tak źle … no nie … było gorzej … .
Na którymś z przystanków wszedł Pan Akordeonista tzn. … grajek rumuński.
Ja rozumiem wszystko, że ludzie biedni, że chcą zarobić na chleb, ale k….a
niech się nauczą chociaż grać. Uwierzcie mi, to było gorzej niż dno … . Myślałam, że oszaleje.
W torebce zaczynam nosić kaftan bezpieczeństwa.