Poruszałam już temat przyjaźni. Ciągle się przewija w moich okolicach i za chiny nie mogę trafić na coś co nazywa się przyjaźń.
Dlaczego?
Oczywiście pomijając to, że jestem niesympatyczna, niemiła i w ogóle, zauważam tendencję do nakładania klapek na oczy i nie na moje o nieszczęście.
W ostatnim tygodniu wydarzyło się kilka nieprzyjemnych sytuacji, które znowu otworzyły te wielkie okiennice świadomości.
Czy ciągle trzeba zwracać na siebie uwagę, żeby ktoś podszedł i normalnie porozmawiał?
Czy trzeba krzyczeć i się rozpychać, żeby być docenionym?
O co tu chodzi? Ja tego nie rozumiem.
Jak można odtrącać ludzi bezpodstawnie. Jak można być chamem dla tych co sobie flaki dla ciebie wypruwają. Czy tak trudno złożyć usta w słowo dziękuję? A może ciągle myślisz, że po prostu ci się to należy.
Nie ma przyjaźni i nigdy jej nie było. O przepraszam jest, ale zwie się – wykorzystywaniem.