Dzisiaj gdy Cię zobaczyłam
nogi pode mną się ugięły.
Szpilki prawie połamały.
Oddech nierealny, nienaturalny.
Rwał się, podnosił, ciążył
i dał odlecieć.
Myślałam, że to ten jeden z odlotów,
jakie wspólnie mieliśmy
przy rozmowach, przy szeleście liści.
Ale to coś innego,
ciała szczęście
w bezruchu i ruchu
w oddechu i przekleństwie.
W pieszczocie, w przytuleniu,
w rozumieniu i zjednaniu.
Odleciało w uniesieniach,
nie zapomniane.
ChcE jeszcze raz.