Dzienniki pokładowe, czytaj autobusowe i tramwajowe cz. 3

Mój dzień zaczął się od nocy, czyli pobudka o 1 w celu przypomnienia sobie uroków mieszkania na Pradze.Bitą godzinę parka kłóciła się o co? Naprawdę nie wiem, ale wydaję się, że po to tylko, żeby się wykrzyczeć, ale dlaczego o 1 w nocy, pod moimi oknami? Eh.
Rano…przyjechały trzy tramwaje nr 9. Szczęśliwa dzięki swojemu cwaniactwu dorwałam oczywiście ostatni tramwaj. No bo przecież powinien być prawie pusty itd. itd.. Kolejny raz oszukałam się. Fakt faktem siedziałam, ale… . Gehenna porannych podróży zaczęła się dwa przystanki później. Siedząc sobie spokojnie, wsłuchując się w muzykę coś przerwało mój błogostan. Przez dość mocne dźwięki przebijały się najwyższe alikwoty jakie mogą osiągnąć 7-letnie dzieci. Stanęły przy mnie jak zgraja małych nieodpędzalnych muszek. Nie wiem czy z nadzieją na zwolnienie miejsca, czy z roztrzepaniem jedna z dziewczynek zgrabnie zaczęła opierać się o moje nogi. Miałam wrażenie, że zaraz mi usiądzie na kolanach. Byłam cierpliwa. Nie ustępuje dzieciom, bo mają nóżki, mają rączki a czasem mózgi, żeby umiejętnie trzymać się za poręcz, tak jak ja byłam tego nauczona. Opiekunem był starszy pan, ale doszłam do wniosku, że również nie ustąpie. Zapłaciłam za to smyrganiem po ramieniu. Czułam się jak w potrzasku. Z jednej strony dzieci i starszy pan, z drugiej jakiś młodzieniec, a obydwoje nie wyrażaliśmy żadnej chęci na przytulanie. Chciałam wypuścić młodzieńca to co dziewczynka zrobiła? Od razu swoje dupsko kierowała na siedzeni na którym siedziałam, niezależnie od tego, że właśnie powinna wychodzić.
Siedziałam tak do samego niemalże końca z głębokimi wdechami i wydechami.
Wiem wiem, ja się gorzej zachowywałam w tramwajach i autobusach jak byłam mała ;-).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *